Rok czasu przeleżał w szafie i czekał na sprzyjające warunki.
Tej zimy postanowiłem niezwłocznie udać się nad wodę, kiedy lód będzie bezpieczny.
Namówiłem kolegę na taką wyprawę, bo on też nigdy nie poławiał z lodu. Wziął sobie to mocno do serca. Jeździł codziennie i nęcił wybraną miejscówkę na jez. Kamień na Koszubach.
Samą wyprawę zaplanowaliśmy na sobotę rano.
Z podekscytowania ciężko było mi zasnąć. Zastanawiałem się czy aby napewno jest to bezpieczne, czy lód jest wystarczająco gruby.
Umówiliśmy się na godz. 8 u kolegi w jego miejscu zamieszkania, aby jechać jego autem nad jezioro. Droga była dość mocna zasypana - moje auto mogłoby nie dotrzeć nad jezioro.
Wstałem już o godz. 5. Zjadłem śniadanie, spakowałem sprzęt i wyjazd.
Droga przez Kaszuby była piękna. Jedynie martwił mnie mróz, który wzrastał w miarę oddalania się od Gdyni.
Nad jeziorem zastaliśmy piękny wschód słońca.
Pomyślałem sobie, że jeśli nic nie złowę to i tak warto było przyjechać :-)
Wywierciliśmy pierwsze przeręble gdy nagle Marcin stwierdza, że zapomniał zanęty.
Cóż, zdarza się :-)
Ma blisko, więc wraca po wcześniej przygotowaną karmę.
Ja zchodzę z tafli i czekam na jego powrót. Samemu nie mam zamiaru przebywać na lodzie. Strzeżonego .... wiadomo co :-) .
Po ok. 30 min. zaczynamy łowić.
Próbowałem przechytrzyć okonie na blaszki podlodowe, a Marcin łowił gruntowo z dna. Nastawiał się na białoryb.
Próbowaliśmy tak kilka godzin i nic.
Albo źle wybraliśmy miejscówki, albo poprostu ryby nie żerowały.
Tego dnia zmieniała się też pogoda. Nadciągał ciepły front. Dziś, kiedy piszę ten tekst jest już odwilż. A wczoraj było -10 ℃ .
Tak czy siak - wędkarstwo podlodowe mnie wciągnęło :-). Muszę tylko jeszcze dopracować tę metodę i dokupić trochę podlodowych "klamotów".
Mam nadzieję, że pojadę na lód jeszcze kilka razy w tym sezonie :-) .
Zimo wróć !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz